Z każdym transportem działo się to samo, co z moim. Kazano się rozebrać, rzeczy zostawiono na dziedzińcu, zawsze przemawiał obłudnie Irrman i zawsze to samo. Zawsze ludzie cieszyli się w tej chwili, widziałem tę samą iskrę nadziei w oczach ludzi. Nadzieję, że idą do pracy. [...] Wiedziałem dokładnie, w której to chwili pojęli wszyscy, co ich czeka, i strach, rozpacz, krzyki i straszne jęki mieszały się z tonami orkiestry. Mężczyźni pierwsi spędzeni bagnetami, pokłuci biegli do komór gazowych. 750 osób odliczali askarzy do każdej komory. Toteż zanim napełnili wszystkie sześć komór, ludzie w pierwszej komorze męczyli się już dwie godziny. Dopiero gdy wszystkie sześć były zapchane ludźmi tak ciasno, że z trudnością drzwi zamknięto, puszczono maszynę w ruch. [...] Maszyna szła na zegarku dwadzieścia minut. Po dwudziestu minutach zamykano ją. Od razu otwierano drzwi komór od strony zewnętrznej, które prowadziły na rampę, i wyrzucano na ziemię trupy, z których powstawał olbrzymi na kilka metrów kopiec zwłok.
[fragment książki]